środa, 5 października 2011

Maroco, Agadir

W tym roku goscilismy w Marocu. (przyp. aut.)
Niestety troche komercha pojechalo. Bylem z dwoma najukochanszymi paniami mego zycia, z ktorych jedna dbala o pozytywne zakonczenie roku na Uniwersytecie Warszawskim a druga o kolor swojej opalenizny. Mi udalo sie wyrwac ze dwa razy na dwie godziny od obowiazkow targania sprzetu plazowego i moglem pobuszowac w badz co badz na maxa turystycznym miasteczku arabskiego kraju.
Start z lotniska na Okeciu (nie mylic z promowana ostatnio, Bog wie czemu nazwa lotniska Chopina). Na pierwszej focie widac niezmierna radosc i entuzjazm przed dlugo oczekiwana wycieczka.



Nawet nie mielismy specjalnego spoznienia. Lecielismy dluuugo do Casablanki. Potem, nas zdziwionych, wywalono z samolotu (lot mial nie miec miedzyladowania) i czekalismy dluuugo na samolot do Agadiru.



Potem autobusik i do hotelu z chyba tysiacem pokoi. Na miejscu o 3.00 rano okazalo sie ze mamy pokoj 2 osobowy a nie 3, klima nie dziala, smierdzi na maxa paierosami (niestety nie ziolem) i brakuje sejfu. Wiec sprint do recepcji a tam... dluuuga kolejka reklamujacych turystow. Wiec tylko wspomne, ze wlaczylem agresora i po godzinie dostalismy odpowiedni pokoj i bylismy przygotowani na wypoczyn.
Pomine moze objadanie sie na stolowce, hucznie zwana restauracja, pomine fantastyczne animacje, ktore kazaly poleciec nam z nad basenu daleeeko na plaze. Powiem tak: Ktoregos pieknego dnia, udalo mi sie urwac i troche pozwiedzac z buta miasto.

Jak sie okazalo, Marokanczyczy posiadaja bardzo ciekawe i praktyczne autobusiki, ktore dowoza ich do korporacji w ktorych sa zatrudnieni.



Nastepnie dotarlem do targu, na ktorym niekoniecznie mozna fotografowac. W ogole mam takie wrazenie, ze niezaleznie juz od kraju, z roku na rok, focenie staje sie coraz bardziej uciaziwe.



W drodze powrotnej okazalo sie, ze nawet sie nie zgubilem. Oczywiscie kierowalem sie znakami w rodzimym jezyku.



Przed naszym hotelem, zdaja sie Iberostar, biegnie cudowna promenada, cudownie przypominajaca nam wszelkie cudowne hiszpanskie "Costy", Majorki, czy inne Cypry. Pelna geba: Sopot.



Moj drugi wypad, to proba niekoniecznie legalnego dostania sie do miejscowego portu, ktory tylko w pewnej czesci jest udostepniony do zwiedzania turystom.



Arabowie podobno wierza, ze fotografujac ich kradniemy im dusze. Moze nawet jest w tym jakas czesc prawdy...



Jednak najwieksze wrazenie zrobil na mnie tabor zaparkowanych kutrow. A wlasciwie ich wyglad i stan techniczny.



W Maroco, podobnie jak w Polsce i np. w Portugali, we wszystkich korporacjach praca az pali sie w rekach.



Zdziwila mnie olbrzymia ilosc dosc malych lodzi rybackich, ktorymi rybacy codziennie prowadza polowy na Atlantyku.



Bardzo ciekawa okazala sie stocznia, w ktorej na bierzaco dokonuje sie remontow.











Dodatkowa atrakcja byl targ owocow morza, gdzie tubylcy zaopatruja sie "z pierwszej reki"





Oczywiscie, nie moze zabraknac wszedobylskich dzieciakow :)



W zasadzie na tym skonczyla sie moja samowola i opuszczanie moich pan. Odbywalismy arcyciekawe spacerki promenada, wypatrujac i przebierajac w produktach podejzanie tanich, ale jakze przednich marek; dolczekabana, wersacze czy innych bosach, lagerfeldach i baldolinich. Czasem udalo mi sie cos przypstryknac, ale nie jest to latwa sztuka, czujac na plecach karcace spojzenie towarzyszek spaceru. No coz, nie do konca umialem docenic rodzimy rynek produktow z Maroca. Acha, kupilem sobie czapeczke muzulmanska. Oczywiscie w srodku byla metka: "made in China". Dlaczego sie nie zdziwilem?







Chyba ostatniego dnia, troche wiecej czasu spedzilismy na plazy.



Po tygodniu leniuchowania powrot. Jeszcze raz wywalili nas w Casablance w oczekiwaniu na rejsowke do Polandu. Tere fere ku ku z tym "czarterem".



W koncu start samolotem docelowym z nadzieja na ladowanie bezposrednio w wawce. Ostry zakret nad Casablanca.



Wreszcie wawka, lotnisko na Okeciu i turysci oczekujacy na "planowy" wylot. Wycieczka jak wycieczka, ale co sie nalatalismy....



Aaaa... nie bylbym soba gdybym nie wspomnial: "Na pohybel wszystkim fotografom cyfrowym! Slajd wciaz rzadzi!". Zdrowia!

p.

4 komentarze:

bawgaj pisze...

no to jest relacja z wakacji, lapidarna choć treściwa !
ładne slajdziki !!!

alekw pisze...

ładne...

Katarzyna Pawlica pisze...

Fajny materiał, takie lubię z wakacji :)

pinkpixel pisze...

oj dawno tu u Ciebie nie byłem, oj dawno - fajne kadry :) bardzo